piątek, 27 grudnia 2013

"...narodził się, by uratować mnie"

Exupery mówił, że rok nie miałby sensu, gdyby nie Boże Narodzenie.

I choć Święta mamy już za sobą, życzę Wam, by trwały one cały rok. By Maleńka Miłość rodziła się w Waszych sercach każdego dnia i rosła z każdą chwilą. 
Byście zawsze czuli się kochani i potrzebni. Nie zapominajcie, że Bóg stał się człowiekiem, by być jeszcze bliżej nas...

Cieszmy się więc, bo jest z czego. 

Ach, i nawet jeśli czujecie się samotni - On przyszedł i macha z każdej betlejemskiej szopki.

czwartek, 3 października 2013

Migotania zdania

Ona: A ten? Ooo, popatrz, jakie śliczne! Może jeśli tym razem będę miała taką, to nie zgubię!
On: I tak zgubisz, i w dodatku będzie ci jeszcze bardziej szkoda.

Nie wiem, co takiego chciała kupić ta dziewczyna w empiku, ale męska logika jest jak zawsze imponująca.

***

Analiza komparatystyczna. We wtorek byłam na zajęciach u X. W czwartek na takich samych u Y. W piątek idę do Z. Do trzech razy sztuka, nie ma dwóch bez trzeciego. Po tak wnikliwym compare, dokonany wybór z pewnością będzie trafny.

***

Metodologia badań literackich. Kącik sadystyczny, czyli nazwa stosowana przez prowadzącego na określenie najtrudniejszej partii materiału. Niektórzy, patrząc na mój tegoroczny plan zajęć, widzą w nim nie tyle kąciki, co kąty. Co więcej - polonistyczne wielokąty polonistycznych zajęć. I zacięć.

***

W przeszklonej windzie widziałyśmy jednego z wykładowców. Kiwnęłyśmy mu dzień dobry z pierwszego piętra, a on pojechał pewnie na trzecie. W ten sposób byłam dziś świadkiem wniebowzięcia (czy może raczej: wniebowstąpienia, jeśli wykluczymy mechanizm naszego sursum).

środa, 2 października 2013

Aniele Boży, Stróżu mój...

"Kolejne dni przyniosą Ci spore zmiany. By dowiedzieć się jakie, pisz SMS do wróżki o treści..."

Ale Ty nie musisz pisać do wróżki ani dostawać smsów z zapowiedziami zmian! :)

Kolejny rok studiów. Gdy zalogowałam się na moim koncie uniwersyteckiej biblioteki, zauważyłam, że zmienił się mój status: magistrant. Ach, a co to tak naprawdę znaczy, przekonuję się na korytarzach uczelni i podczas każdych kolejnych zajęć.

Wczoraj pan od seminarium powiedział, że pisanie pracy magisterskiej jest przygodą (tak, przygodą!), która ma nas wewnętrznie zmienić. Jeśli nie zmieni - nie ma sensu, bo napisaliśmy już wystarczającą ilość wypracowań i wszelakich prac na najrozmaitszych zajęciach i etapach edukacji...

Lekka jesień i nadchodzące zmiany. Jakie?... Wyglądaj cierpliwie (lub nie, dajcie spokój z tą starczą cierpliwością!) przez okno - niedługo drzewa staną w żółci i czerwieni, a ja właśnie tą czerwienią - klonowych liści - pomaluję paznokcie... Państwo wykładowcy znowu zachęcać będą do czytania lektur przy herbacie z malinami lub francuskim (czemu nie!) winie - jak gdyby studenci z reguły w tak romantyczno-idyllicznej atmosferze czytali swoje książki...

Zmiany, zmiany, panta rhei, tylko mój Anioł Stróż niezmiennie roztacza wokół mnie swoje przepotężne niebosiężne skrzydła. I dziś obchodzi swoje święto...

poniedziałek, 30 września 2013

Niebo pełne gwiazd

- Niebo pełne gwiazd.
- Gdzie?
- Na policzkach.

Krótki dialog ze sprzedawcą warzyw, wartość takiego tekstu porównywalna do ceny sprzedawanych pomidorów i jabłek. A mimo to, a jednak.

Zastanawiać się można, co powiedziałby na to Baudelaire, przechadzający się po paryskich zaułkach i szukający - zła. Nie wiem i raczej nie chciałabym tego wiedzieć.

Jutro 1 października. Nowy rok, to nic, że tylko i aż akademicki. Powakacyjne zmiany. Prowokacyjne. Spotkania, rozmowy, przedstawienia teatralne i samego siebie nowym osobom. Starzy znajomi. Zaprzyjaźnionych nie tak wiele. Zajęcia na uczelni i poza nią. Gwar i cisza.

Nie trzeba pudrować piegowatych policzków, jesień to naturalna kolej rzeczy.

I jeszcze jasne anioły fruwają nad dachami...

sobota, 31 sierpnia 2013

Sny o potędze

Jak to jest, ze bedac 1777 km od Warszawy, doskonale wiem, co dzieje sie u wiekszosci moich znajomych? Zareczyny, slub, pierwsze dziecko - na zdjeciu tatus z slicznym synkiem. Wieczory panienskie z kroliczymi uszami. Urodziny w zoo. Piwo w/na Pradze. Stale powiekszajace sie grono znajomych moich znajomych. Setki zdjec z cyklu: "wakacyjnie". Ktos poszedl na pielgrzymke, ktos inny dopiero sie wybiera. Plus fotorelacja z pielgrzymiego szlaku. Zdjecie weza zjadajacego mysz, a ktorego gryzie jej mysia przyjaciolka. Zdjecia gimnazjalistow. I studentow. Nie zapominajac o najnowszym tweecie Papieza Franciszka.

Facebook niezawodnym zrodlem informacji. I naprawde czasami trzeba go wylaczyc. Mimo ze  wiekszosc zarzeka sie, ze sluzy im to tylko do komunikacji na studiach, to potem wrzuca zdjecia swoich stop w gorach, nad morzem i wsrod zboz przed zniwami. Korzystanie z portali spolecznosciowych zabija kreatywnosc. Dlatego nie zapomnij sie wylogowac. I idz spac, sniac o poezji jutrzejszego dnia.

środa, 31 lipca 2013

See you later

Wujek byl na koncercie swojego ukochanego zespolu. Lenka tez, w dodatku widziala Dave'a bez koszulki. Ania za 2 tygodnie wychodzi za maz, Tomek zeni sie z Beatka. Krzysiek poharatal dlon, Wiktus przytlukl paluszek mlotkiem, Weronika stlukla stope o kraweznik. Krysienka miala koncert w wiezieniu. Jean spi, Antoinette konczy swoje mleko. Eugenie oglada telewizje, a Robert jest juz w paryskim apartamencie.

Slonce swieci, mimo poznej godziny, padal deszczyk, na niebie luk teczy.

A ja - zatrzymana w czasie lub nawet - poza czasem. Plany, plany, zycie z kalendarzem. Niektorzy mowia, ze jesli chcesz rozsmieszyc Boga, to powiedz Mu o swoich planach. Nie znosze tego powiedzenia, zycie nie jest igraszka w rekach bogow. A wizja boga, wybuchajacego szatanskim smiechem z ludzkiej ulomnosci, nie pasuje mi do naszego Stworcy.

Plany, taak, plany. Planowalam jechac do Francji w tym roku na - makysmalnie - niecale 4 tygodnie, powrot planowany byl w ciagu tego samego miesiaca. Plany, plany, nieplanowana zmiana - zostaje na cale lato, zahaczajac az o... 3 miesiace.

Wracam do domu na tydzien, na dwa sluby i dwa wesela. Wracam - do domu. I potem wroce - do Francji. Czy zycie sklada sie z powrotow, czy kazdy wyjazd laczy sie ze smutkiem i rozstaniem?... Nie.

Najwazniejszy powrot ze wszystkich? To powrot do siebie samego. A zeby powrocic- trzeba wyjechac, zeby sie odnalezc - trzeba sie zgubic. I szukac, i jezdzic.

Niekonczaca sie opowiesc...

piątek, 21 czerwca 2013

A on gada, gada, gada...

Kto wie, o kim mowa w nagłówku?...

O Lucjanie Rydlu, rzecz jasna jak ta dzisiejsza czerwcowa księżycowa noc, tym samym, który został przedstawiony w "Weselu" Wyspiańskiego. Tadeusz Boy Żeleński w "Plotce..." pisał, że Pan Młody uwielbiał mówić, a to jego gadulstwo, "wybitny talent rymotwórczy z usposobieniem najmniej poetycznym", zostało nawet uwiecznione w krótkim wierszyku, powstałym na warszawskim bruku podczas jednej z wizyt Rydla:

"I wciąż ta sama ballada —
Deszcz pada, pada, pada —
Rydel gada, gada, gada —
I znów ta sama ballada —
Rydel gada, gada, gada —
Deszcz pada, pada, pada —
i t. d. bez końca."

Szkoda, że my nie gadamy, wolimy siedzieć przed monitorami bez względu na porę dnia, nocy, o porze roku już nawet nie wspominając. 

Na blogu jednej z prowadzących zajęcia (z podium tegorocznych moich ulubionych) przeczytałam krótki tekst, w którym autorka pisze, że mnóstwo studentów z rozmaitymi sprawami przychodzi do wykładowców dopiero w sesji, podczas gdy w ciągu roku nie zawita pies z kulawą nogą (parafrazuję), jest smutno, wszystko obrasta kurzem i żyją z przekonaniem, że nikt ich nie lubi.

Podczas jednego z wykładów profesor mówił o - rzekomo - zniszczonym pomniku pisarki na jednym z paryskich cmentarzy. Wiedziałam, że jest w naprawdę dobrym stanie, ponieważ przypadkiem znalazłam go podczas ostatnich wakacji. Znalazłam zdjęcie tego pomnika, wysłałam wykładowcy, bardzo się ucieszył, i tak wymieniliśmy kilka maili. Myślę, że o wiele ciekawiej byłoby porozmawiać 5 minut po wykładzie, ale cóż, każdy biegnie przecież do domu, by ze swojej twierdzy wysyłać komunikaty i wirtualne uśmiechy w świat, często bez większego przekonania i pozbawione znaczenia.

Dlatego - mimo wszystko - nauczyciele mają łatwiej: jeśli tylko chcą, mogą bez problemu rozmawiać z uczniami przy każdej okazji, jeśli tylko chcą. Co innego ci akademiccy, tu wszyscy są dorośli, i studenci, i oni, a rozmowy na korytarzach, cotygodniowe przesiadywanie na dyżurach czy w ogóle kontakt z prowadzącymi poza salą wykładową może być odebrany jako co najmniej dziwny.

W tym roku miałam naprawdę świetnych wykładowców i zastanawiam się, czy zdają sobie sprawę, jak wiele mogą zmienić w studentach swoją postawą czy chociażby sposobem prowadzenia zajęć, czy ktoś im o tym kiedyś powiedział.

A często tak bardzo brakuje nam wszystkim słów, tych wypowiedzianych w najprostszy sposób. Dopiero po kilku latach udało mi się powiedzieć mojej polonistce, jak wielkim autorytetem i wzorem była dla mnie w szkole i pozostała na te wszystkie lata. 

Wypowiedzi mają moc sprawczą, życzenia pełnią funkcję performatywną. Dlatego mówimy sobie tyle dobrych słów przy każdej możliwej okazji. Dziś moja siostra kończy 20 lat, na pewno dostała całe mnóstwo życzeń, które stoją teraz w kolejce, czekając na spełnienie. A ja życzę, by były tak niecierpliwe i nie chciały zbyt długo czekać.

Słowa zmieniają rzeczywistość, nawet bez udziału naszej świadomości. Nie wierzysz? Nazwij kogoś "idiotą" i zobacz, jak zareaguje. Albo lepiej nie próbuj i uwierz, że o wiele większą moc mają słowa pozytywne. 

Spróbuj. A ja tymczasem mówię: dobranoc czy dzień dobry, co za różnica, moja intencja została wyartykułowana, szkoda tylko, że na ekranie komputera...

I tymi słowami daję Wam trochę do przemyślenia, nie mówiąc tak naprawdę wprost. "Reszta jest milczeniem", jak mawiało wielu (i jeszcze nie dotarłam, kto był pierwszy).

niedziela, 12 maja 2013

Święta racja

Kalendarz na ten tydzień - pokreślony jak rzadko kiedy. Tak, zbliża się sesja, a poza nią dochodzi milion innych spraw, których kolejność na liście priorytetów zmienia się tak szybko, że trzeba zaklejać kalendarzowe dni kolorowymi karteczkami, wprowadzającymi najnowsze aktualizacje.

Odpuście sobie. Nie można żyć cały czas na 100%. 

Święta prawda, w dodatku x3, bo zdanie wypowiedziane przez księdza w kościele podczas Mszy dla studentów. ;)

A tymczasem wszystko dokoła nas krzyczy, że zawsze trzeba jeszcze bardziej, jeszcze więcej i jeszcze...jeszcze... Jasne, Internet roi się od kursów jogi, technik relaksacyjnych i ofert cudownych weekendów w spa, ale mało kto powie ci wprost, żebyś usiadł i pograł chwilę w Fifę (czy Minecrafta, który - zdaniem mojego ciotecznego brata - rozwija kreatywność), obejrzał mecz czy pograł w piłkę z kolegami. Czy ktoś powiedział ci, żebyś odłożyła na 15 minut książki i notatki z wykładów, a pomalowała paznokcie, wyszła na spacer czy poszła do fryzjera?... Chyba nie. Więc ja ci to teraz mówię, i to całkiem serio.

Gdy jesteśmy dziećmi, a potem nastolatkami, rodzice czy inni dorośli zapędzają nas do najróżniejszych obowiązków: "ucz się", "posprzątaj pokój", "pozmywaj naczynia", "nie siedź tak"... Słowem - zawsze znajdą nam jakieś zajęcie. W pewnym momencie dorastamy, albo przynajmniej jesteśmy samodzielni na tyle, by wyprowadzić się z rodzinnego domu (nawet jeśli tylko częściowo). I świetnie, ma to swoje plusy, ale minusy też. Nawet nie zauważamy, że sami wpędzamy się w ten kierat przeróżnych obowiązków, biegamy między pracą a uczelnią, a marzenia gubimy gdzieś po drodze czy zostawiamy w mieszkaniu, bo ciężko upchać je w zatłoczonym tramwaju...

Zapominamy, że czasami można - trzeba! - na chwilę odetchnąć. Zatrzymać się. Odpuścić. Na chwilę wyłączyć. Egzaminów będzie dużo, projektów w pracy też. Ale życie jest jedno. 

I nie będę przebijać tej bańki hasłami w stylu: "nie wszystko można odpuścić", "trzeba być rozsądnym", "trzeba..." blablabla, to wie każdy. Zamiast tego po raz kolejny tego wieczoru przytaknę ochoczo: tak, Księże, masz rację. Świętą rację.

Zatem: drodzy "dorośli", pozwólmy sobie czasem odpuścić. Kochane dzieci, droga młodzieży - do lekcji marsz! ;)



piątek, 10 maja 2013

Będziemy na blogu!

- Czytam Twojego bloga. (...) A co u Ciebie, co w Twoim życiu?

Cieszę się, że mojego życia i wszystkich jego zagmatwań, zawirowań czy nawet linii prostych nie można odczytać z tego bloga. Fikcja literacka?... Nie, to tylko subiektywna interpretacja zdarzeń, których jestem świadkiem lub uczestnikiem. Subiektywna, bo takie jest moje spojrzenie, mimo że już od małego uczono nas, jak mamy patrzeć, a nawet więcej, co mamy widzieć...

(Podczas bilansów kilkulatka, każe się dzieciom stanąć w pewnej odległości i z zasłoniętym jednym okiem mówić o czarnych obrazkach, wydrukowanych na planszy. Badanie ostrości wzroku jak każde inne, w wersji zaawansowanej - z literkami. Każdy z nas przez to przechodził. "A to na samym dole?" - pyta pielęgniarka. "Dwie skrzyżowane szpady" - odpowiadam mała ja. "Nieee, to samolot".   No cóż, w główce tej kilkuletniej dziewczynki więcej było rycerzy i książąt z mieczami niż środków transportu. Nawiasem mówiąc, nie jestem pewna, czy aby na pewno tak wiele się od tamtej pory zmieniło).

- To X., wiesz, to ona pisze tego igrekowego bloga. A to mój chłopak.

Ciekawe, że istnienie tej przestrzeni, w której i dla której publikuję czasem jakiś tekst, wpływa na postrzeganie mojej osoby, odbiór czy kreowanie tożsamości - zwłaszcza przez osoby, które znają mnie (tylko) fizycznie (niekoniecznie psychicznie). 

- Co najbardziej lubisz robić?
- Pisać.
- Co piszesz?
- Licencjat. Pracę roczną. Konspekty lekcji u gimnazjalistów. Bloga. Opowiadania. Miniaturki, to znaczy takie obrazki prozą poetycką...

Wczorajszy koncert Przyjaciółki nadal odbija się echem w mojej głowie. Melodyjny wokal, rytm muzyki, brawa i okrzyki publiczności. Morze słów przed i po koncercie. Nowi znajomi, nocna przejażdżka tramwajem. I...:

- O czym jest Twój blog?
- O poszukiwaniu inspiracji. Każdy z nas jej potrzebuje. A kiedy uda mi się ją znaleźć, to właśnie o tym piszę, przekazuję ją dalej, by poszła w świat i pojawiła się też w czyimś życiu.
- Aaaa, rozumiem. To tak, jak siedzisz przy oknie, jesz kebaba i w pewnym momencie zauważasz wysoko na jednym z dachów żółtą antenę satelitarną z namalowaną buźką i czarnymi oczkami? O tym piszesz?

O czym piszę?... To Wy mi odpowiedzcie. Choć nie piszecie komentarzy, wiem, że tu jesteście i zaglądacie. Nie przywiązuję dużej wagi do liczby wyświetleń ani statystyk, ale widzę, że nie jest to sama sztuka dla sztuki, l'art pour l'art. 

Nie, nie będziecie na moim blogu. Wy już tu jesteście.

I mam nadzieję, że znajdujecie tu cokolwiek dla siebie.

_____

czwartek, 25 kwietnia 2013

Kolorowe nakrętki na czarnym asfalcie

Widziałam człowieka potrąconego przez samochód.

Nawyk wyuczony na PO: czy ktoś reanimuje. Czy jest karetka. Tak, widzę podnoszące się i opadające rytmicznie dłonie silnego mężczyzny. Nie muszę dzwonić po pogotowie, już jest. Nie chcę być częścią tego tłumu gapiów, ludzi niezdolnych do niczego oprócz patrzenia. Poza tym widok leżącego na ziemi człowieka przejmuje mnie jakimś dziwnym uczuciem pustki. Więc to naprawdę tak łatwo stać się bezwładnym workiem, ciężką materią niezdolną do podźwignięcia się z tego upadku?... Żyje, co jakiś czas podnosi wysoko rękę, chcąc jak gdyby w ten sposób zaznaczyć swoją obecność, fakt, że jeszcze żyje. A może pokazuje nam na niebo, kto wie.

Dookoła leżą plastikowe nakrętki butelek. Widocznie niósł ich całą torbę. Kolorowe punkciki rozsypane na czarnym asfalcie, kilka kroków przed białymi pasami. Wyglądają jak wspomnienia dobrych chwil, które w chwili wypadku fala pamięci wyrzuca na zewnątrz, jak morze muszelki.

I może tak wygląda śmierć, która przecina cienką nić życia, jednocześnie rozcinając paczkę z dobrymi słowami na temat nieżyjącego? Tylko co komu z tych słów wyszeptanych nad grobem, skoro i tak nie można już ich usłyszeć?

Jeśli ktoś jest dla Ciebie ważny, spraw, żeby wiedział o tym każdego dnia.
Jeśli podoba Ci się czyjś wygląd, uśmiech, to, jak na Ciebie patrzy, powiedz mu o tym.
Podziękuj za otrzymaną pomoc, za to, jak wiele dla Ciebie znaczy  jego obecność w Twoim życiu.
Bo któregoś dnia będzie Ci tego cholernie brakować.

I bez sensu będzie zbieranie kolorowych nakrętek i przechowywanie ich w najgłębszych zakamarkach duszy...

poniedziałek, 1 kwietnia 2013

Zmiana czasu i nie tylko

I kiedy tak znowu nie mogę zasnąć, a zamiast księżyca w balkonowym oknie widzę wirujące płatki śniegu, zastanawiam się, kto i kiedy odda mi tę godzinę, która właśnie uciekła (chyba na poszukiwanie wiosny, skoro to zmiana czasu na letni). Cyferka w telefonie zamiast na 2 przeskakuje już na 3, a to oznacza, że jeszcze chwila i trzeba będzie wstać na rezurekcję. Chyba nawet nie zdążymy wypić gorącej kawy, to nic, na pewno obudzi nas zimno na procesji dokoła parafialnego kościoła.

Kilka tygodni temu, kiedy próbowałam kupić w niedziałającym automacie ulubioną, bardzo mocną, czekoladową kawę, obok mnie stanął mężczyzna w średnim wieku i poprosił mnie o rękę. Miał siwiejącą brodę i termos z herbatą, a ja, razem z koleżanką, czekałam przed salą koncertową na występ. Spojrzał na moją lewą dłoń i powiedział, że nie żyję. Tak, że nie żyję, bo nie mam linii życia. Ale że mam się nie martwić, bo pojawi się, jeśli tylko codziennie będę patrzeć na swoją dłoń między 4, 5 a 6 rano.

Znam wiele osób, które przesypiają swoje życie, śpiąc do południa przy każdej sposobności. Zamiast iść przed siebie, wolą leżeć i unikać zrobienia czegokolwiek.

Jeśli chcesz żyć pełnią życia, obudź się. Wstań wcześniej i zobacz pierwsze promienie słońca. Pomyśl o tym nowym dniu, który właśnie się zaczyna, o swoich zajęciach, o ludziach, z którymi się spotkasz. Wymyśl, co chcesz zrobić, co dobrego mogłoby się dziś wydarzyć. Spróbuj to zaplanować, zanim jeszcze weźmiesz do ręki kalendarz i zaczniesz żyć codzienną rutyną. Wstań pół godziny wcześniej i zacznij swój dzień - przez tydzień, każdego dnia, i zobaczysz, jak wiele się przez to zmieni.

Nie czekaj na wiosnę, bo każdy moment jest dobry, by coś zmienić. Zrób coś ze sobą - bez względu na to, czy zmienisz fryzurę czy godzinę w budziku. Po to świętujemy Zmartwychwstanie - by po raz kolejny przypomnieć sobie, że możemy ożyć, nawet jeśli coś umarło - "wielka miłość", nadzieja na szybką realizację planów, perspektywa świetnej pracy...

A zatem: pobudka! Przeznaczenie nie istnieje, a linię życia wyryjemy sobie samodzielnie. ;)

czwartek, 14 marca 2013

W czterech ścianach

Dzień pierwszy, poniedziałek. Duże zakupy, łącznie z apteką, tak, by niczego nie zabrakło. Antybiotyk i do łóżka.

Dzień drugi, wtorek. Dzień z Czworgiem Pancernych. I Psem.

Dzień trzeci, środa. Pancerni (i Pies) zdobyli Berlin. Habemus Papam, mamy Franciszka.

Dzień czwarty, czwartek. Koniec z Pancernymi, a spacer - kiedy wreszcie wrócę do normalności - zapowiada się bardziej z Oficerem niż psem.


Myślałam, że chorowanie jest fajniejsze i że odpoczynek nie ma nic wspólnego z nudą. Owszem, telefon się urywa, dzwoniła nawet asystentka naczelnej z Gali z pewną propozycją, a co jakiś czas ktoś wpada w odwiedziny, proponuje notatki z wykładów... To bardzo miłe.

Już wiem, że nie nadawałabym się na Królewnę Zamkniętą w Wieży. Nie potrafię siedzieć w czterech ścianach dłużej niż 1,5 dnia. Kiedy Książę z Bajki wspinałby się po murach, ja już od dawna chodziłabym sama po lesie. Lub po sklepach. (To by wyjaśniało, dlaczego jeszcze nie spotkałam tegoż księcia).



*****

Usprawiedliwienie

Proszę o usprawiedliwienie nieobecności Panny K. na tym blogu nie z powodu lenistwa, niedoboru pomysłów czy braku czasu, a z powodu przeniesienia się z pisaniem na papierowe kartki, rozrzucone na biurku, szufladzie i tekturowej teczce. Panna K. zajmuje się ambitnym udoskonalaniem swojej myśli, czyta dużo tekstów teoretycznoliterackich i bawi się prozą poetycką, którą nie każdy chciałby tu zobaczyć. Postanawia jednak poprawę.

czwartek, 14 lutego 2013

Love love love

Co panna Kreska - która wypadła ze swojego blogowego rytmu - może jednak powiedzieć o Walentynkach?...

Wygląda na to, że nie ona jedna siedzi w domu tego wieczoru - 71 z 633 znajomych jest dostępnych na facebookowym czacie (tak, dorośli kochają liczby). Ich ilość cały czas się zwiększa.

Walentynki to nie dzień w kalendarzu. To bardziej stan ducha, podobnie jak szampańska sylwestrowa noc.

I gdy kolejny raz dostaniesz propozycję "nie do odrzucenia" lub zgubisz się w labiryncie uczuć (nieważne - swoich, czy cudzych), to pamiętaj, że miłość jest prosta: kochasz lub nie kochasz.

Wtedy będziesz już wiedzieć, co robić.


wtorek, 15 stycznia 2013

Kaczątko?

Ile może wydarzyć się w ciągu jednego roku? Dużo.

Można zacząć drugi kierunek studiów, potem podjąć trudną (?) decyzję i zrezygnować.
Można być na stażu w jednym z najbardziej prestiżowych kobiecych pism i publikować teksty pod własnym nazwiskiem.
Można uczyć dzieci języka polskiego podczas praktyk w podstawówce, sprawdzać wypracowania i uczniowskie zeszyty.

Wyjechać po raz kolejny do Paryża i kompletnie stracić dla niego głowę.
Poznać mnóstwo nowych ludzi. I jeszcze bardziej tych "starych".
Zacząć nowego bloga, zbiór opowiadań, powieść.

Popełnić kilka błędów, których nie można cofnąć, ale można wyciągnąć wnioski na przyszłość...

Odróżniać miłość-chemię od tej głębszej, która ma setki odmian, ale jest jedna, trzeba tylko potrafić ją nazwać.

I co najważniejsze: zrozumieć, że ludzie nam najbliżsi to ci, którzy... są najbliżej nas. Na odległość myśli lub ramienia. Nawet jeśli nie rozmawiamy lub nie widujemy się zbyt często - tak często, jak chcemy...

***

Dziękuję wszystkim, dla których się zmieniam. Z którymi dorastam. Popełniam błędy. Mogę dzielić się swoimi planami, marzeniami. Tańczyć całe noce i rozmawiać aż do rana. Którzy dają mi swój czas, uwagę, dobre słowo. Chcą mnie poznawać, dzielić się sobą. Wierzą w moje siły, mogą mi ufać i na mnie liczyć. To naprawdę cudowne, żyć wśród takich ludzi. Nawet jeśli jest ciężko.

Jeśli chcesz zdobyć szczyt, nie narzekaj, że masz pod górę.

14.01.2013.

22 lata. Dwa łabędzie...