piątek, 21 czerwca 2013

A on gada, gada, gada...

Kto wie, o kim mowa w nagłówku?...

O Lucjanie Rydlu, rzecz jasna jak ta dzisiejsza czerwcowa księżycowa noc, tym samym, który został przedstawiony w "Weselu" Wyspiańskiego. Tadeusz Boy Żeleński w "Plotce..." pisał, że Pan Młody uwielbiał mówić, a to jego gadulstwo, "wybitny talent rymotwórczy z usposobieniem najmniej poetycznym", zostało nawet uwiecznione w krótkim wierszyku, powstałym na warszawskim bruku podczas jednej z wizyt Rydla:

"I wciąż ta sama ballada —
Deszcz pada, pada, pada —
Rydel gada, gada, gada —
I znów ta sama ballada —
Rydel gada, gada, gada —
Deszcz pada, pada, pada —
i t. d. bez końca."

Szkoda, że my nie gadamy, wolimy siedzieć przed monitorami bez względu na porę dnia, nocy, o porze roku już nawet nie wspominając. 

Na blogu jednej z prowadzących zajęcia (z podium tegorocznych moich ulubionych) przeczytałam krótki tekst, w którym autorka pisze, że mnóstwo studentów z rozmaitymi sprawami przychodzi do wykładowców dopiero w sesji, podczas gdy w ciągu roku nie zawita pies z kulawą nogą (parafrazuję), jest smutno, wszystko obrasta kurzem i żyją z przekonaniem, że nikt ich nie lubi.

Podczas jednego z wykładów profesor mówił o - rzekomo - zniszczonym pomniku pisarki na jednym z paryskich cmentarzy. Wiedziałam, że jest w naprawdę dobrym stanie, ponieważ przypadkiem znalazłam go podczas ostatnich wakacji. Znalazłam zdjęcie tego pomnika, wysłałam wykładowcy, bardzo się ucieszył, i tak wymieniliśmy kilka maili. Myślę, że o wiele ciekawiej byłoby porozmawiać 5 minut po wykładzie, ale cóż, każdy biegnie przecież do domu, by ze swojej twierdzy wysyłać komunikaty i wirtualne uśmiechy w świat, często bez większego przekonania i pozbawione znaczenia.

Dlatego - mimo wszystko - nauczyciele mają łatwiej: jeśli tylko chcą, mogą bez problemu rozmawiać z uczniami przy każdej okazji, jeśli tylko chcą. Co innego ci akademiccy, tu wszyscy są dorośli, i studenci, i oni, a rozmowy na korytarzach, cotygodniowe przesiadywanie na dyżurach czy w ogóle kontakt z prowadzącymi poza salą wykładową może być odebrany jako co najmniej dziwny.

W tym roku miałam naprawdę świetnych wykładowców i zastanawiam się, czy zdają sobie sprawę, jak wiele mogą zmienić w studentach swoją postawą czy chociażby sposobem prowadzenia zajęć, czy ktoś im o tym kiedyś powiedział.

A często tak bardzo brakuje nam wszystkim słów, tych wypowiedzianych w najprostszy sposób. Dopiero po kilku latach udało mi się powiedzieć mojej polonistce, jak wielkim autorytetem i wzorem była dla mnie w szkole i pozostała na te wszystkie lata. 

Wypowiedzi mają moc sprawczą, życzenia pełnią funkcję performatywną. Dlatego mówimy sobie tyle dobrych słów przy każdej możliwej okazji. Dziś moja siostra kończy 20 lat, na pewno dostała całe mnóstwo życzeń, które stoją teraz w kolejce, czekając na spełnienie. A ja życzę, by były tak niecierpliwe i nie chciały zbyt długo czekać.

Słowa zmieniają rzeczywistość, nawet bez udziału naszej świadomości. Nie wierzysz? Nazwij kogoś "idiotą" i zobacz, jak zareaguje. Albo lepiej nie próbuj i uwierz, że o wiele większą moc mają słowa pozytywne. 

Spróbuj. A ja tymczasem mówię: dobranoc czy dzień dobry, co za różnica, moja intencja została wyartykułowana, szkoda tylko, że na ekranie komputera...

I tymi słowami daję Wam trochę do przemyślenia, nie mówiąc tak naprawdę wprost. "Reszta jest milczeniem", jak mawiało wielu (i jeszcze nie dotarłam, kto był pierwszy).