niedziela, 12 maja 2013

Święta racja

Kalendarz na ten tydzień - pokreślony jak rzadko kiedy. Tak, zbliża się sesja, a poza nią dochodzi milion innych spraw, których kolejność na liście priorytetów zmienia się tak szybko, że trzeba zaklejać kalendarzowe dni kolorowymi karteczkami, wprowadzającymi najnowsze aktualizacje.

Odpuście sobie. Nie można żyć cały czas na 100%. 

Święta prawda, w dodatku x3, bo zdanie wypowiedziane przez księdza w kościele podczas Mszy dla studentów. ;)

A tymczasem wszystko dokoła nas krzyczy, że zawsze trzeba jeszcze bardziej, jeszcze więcej i jeszcze...jeszcze... Jasne, Internet roi się od kursów jogi, technik relaksacyjnych i ofert cudownych weekendów w spa, ale mało kto powie ci wprost, żebyś usiadł i pograł chwilę w Fifę (czy Minecrafta, który - zdaniem mojego ciotecznego brata - rozwija kreatywność), obejrzał mecz czy pograł w piłkę z kolegami. Czy ktoś powiedział ci, żebyś odłożyła na 15 minut książki i notatki z wykładów, a pomalowała paznokcie, wyszła na spacer czy poszła do fryzjera?... Chyba nie. Więc ja ci to teraz mówię, i to całkiem serio.

Gdy jesteśmy dziećmi, a potem nastolatkami, rodzice czy inni dorośli zapędzają nas do najróżniejszych obowiązków: "ucz się", "posprzątaj pokój", "pozmywaj naczynia", "nie siedź tak"... Słowem - zawsze znajdą nam jakieś zajęcie. W pewnym momencie dorastamy, albo przynajmniej jesteśmy samodzielni na tyle, by wyprowadzić się z rodzinnego domu (nawet jeśli tylko częściowo). I świetnie, ma to swoje plusy, ale minusy też. Nawet nie zauważamy, że sami wpędzamy się w ten kierat przeróżnych obowiązków, biegamy między pracą a uczelnią, a marzenia gubimy gdzieś po drodze czy zostawiamy w mieszkaniu, bo ciężko upchać je w zatłoczonym tramwaju...

Zapominamy, że czasami można - trzeba! - na chwilę odetchnąć. Zatrzymać się. Odpuścić. Na chwilę wyłączyć. Egzaminów będzie dużo, projektów w pracy też. Ale życie jest jedno. 

I nie będę przebijać tej bańki hasłami w stylu: "nie wszystko można odpuścić", "trzeba być rozsądnym", "trzeba..." blablabla, to wie każdy. Zamiast tego po raz kolejny tego wieczoru przytaknę ochoczo: tak, Księże, masz rację. Świętą rację.

Zatem: drodzy "dorośli", pozwólmy sobie czasem odpuścić. Kochane dzieci, droga młodzieży - do lekcji marsz! ;)



piątek, 10 maja 2013

Będziemy na blogu!

- Czytam Twojego bloga. (...) A co u Ciebie, co w Twoim życiu?

Cieszę się, że mojego życia i wszystkich jego zagmatwań, zawirowań czy nawet linii prostych nie można odczytać z tego bloga. Fikcja literacka?... Nie, to tylko subiektywna interpretacja zdarzeń, których jestem świadkiem lub uczestnikiem. Subiektywna, bo takie jest moje spojrzenie, mimo że już od małego uczono nas, jak mamy patrzeć, a nawet więcej, co mamy widzieć...

(Podczas bilansów kilkulatka, każe się dzieciom stanąć w pewnej odległości i z zasłoniętym jednym okiem mówić o czarnych obrazkach, wydrukowanych na planszy. Badanie ostrości wzroku jak każde inne, w wersji zaawansowanej - z literkami. Każdy z nas przez to przechodził. "A to na samym dole?" - pyta pielęgniarka. "Dwie skrzyżowane szpady" - odpowiadam mała ja. "Nieee, to samolot".   No cóż, w główce tej kilkuletniej dziewczynki więcej było rycerzy i książąt z mieczami niż środków transportu. Nawiasem mówiąc, nie jestem pewna, czy aby na pewno tak wiele się od tamtej pory zmieniło).

- To X., wiesz, to ona pisze tego igrekowego bloga. A to mój chłopak.

Ciekawe, że istnienie tej przestrzeni, w której i dla której publikuję czasem jakiś tekst, wpływa na postrzeganie mojej osoby, odbiór czy kreowanie tożsamości - zwłaszcza przez osoby, które znają mnie (tylko) fizycznie (niekoniecznie psychicznie). 

- Co najbardziej lubisz robić?
- Pisać.
- Co piszesz?
- Licencjat. Pracę roczną. Konspekty lekcji u gimnazjalistów. Bloga. Opowiadania. Miniaturki, to znaczy takie obrazki prozą poetycką...

Wczorajszy koncert Przyjaciółki nadal odbija się echem w mojej głowie. Melodyjny wokal, rytm muzyki, brawa i okrzyki publiczności. Morze słów przed i po koncercie. Nowi znajomi, nocna przejażdżka tramwajem. I...:

- O czym jest Twój blog?
- O poszukiwaniu inspiracji. Każdy z nas jej potrzebuje. A kiedy uda mi się ją znaleźć, to właśnie o tym piszę, przekazuję ją dalej, by poszła w świat i pojawiła się też w czyimś życiu.
- Aaaa, rozumiem. To tak, jak siedzisz przy oknie, jesz kebaba i w pewnym momencie zauważasz wysoko na jednym z dachów żółtą antenę satelitarną z namalowaną buźką i czarnymi oczkami? O tym piszesz?

O czym piszę?... To Wy mi odpowiedzcie. Choć nie piszecie komentarzy, wiem, że tu jesteście i zaglądacie. Nie przywiązuję dużej wagi do liczby wyświetleń ani statystyk, ale widzę, że nie jest to sama sztuka dla sztuki, l'art pour l'art. 

Nie, nie będziecie na moim blogu. Wy już tu jesteście.

I mam nadzieję, że znajdujecie tu cokolwiek dla siebie.

_____