czwartek, 31 maja 2012

Historia jednego pantofelka

Jedna para butów może zmienić życie. Nie wierzysz? Spytaj Kopciuszka... ;)



- A ta? - stojąca w otwartych drzwiach zbyt ciasnej przymierzalni dziewczyna spojrzała w lustro i obróciła się w stronę patrzących. Długa do ziemi suknia zaszeleściła czarnym szyfonem. - Chodź, pokaż się. - powiedział tata, po czym obkręcił córkę i wykonał kilka szybkich tanecznych kroków. - Ta będzie dobra - zawyrokował. - Kupimy jeszcze buty na obcasie i będzie idealnie - dodała mama. Kupili, choć cena nie była tu przekonywającym argumentem.

Kilka dni później przyszedł czas na kupno odpowiednich pantofelków. Padał delikatny śnieg, patrzyła na wirujące płatki i chodziła od sklepu do sklepu, szukając w nich najładniejszych i nie droższych od sukienki. Wreszcie weszła do maleńkiego sklepiku obok fotografa i uważnie rozglądała się dokoła. - W czymś pomóc? - zapytała niemłoda tęga ekspedientka. - Tak, szukam butów na studniówkę, muszą być wygodne, średniowysokie i najlepiej nie na tę jedną okazję. - Sprzedawczyni podeszła do półek i otwierała coraz to nowe pudełka. - Nie, te nie, za wysokie, niestabilne, zbyt ciężkie, nieładne, te też nie... - Dziewczyna nie dawała za wygraną. Wreszcie podeszła do półki na przeciwległej ścianie. - Takich szukałam! - przymierzyła i zrobiła nieco komiczny, charakterystyczny dla siebie piruet na jednej nodze. - Te? Ach, wie pani, średnio mi się podobały, ale na kimś wyglądają dużo lepiej... - Sprzedawczyni nie była zadowolona z takiego wyboru, ale cóż, klient nasz pan.

Studniówka była cudowna, niezapomniana i w każdym calu wyjątkowa. Obyło się bez potknięć o długą suknię i poślizgnięć podczas poloneza czy tańczonego z tatą walca. Po balu buty wróciły do pudełka, by światło dzienne ujrzeć dopiero w dniu matur. Wszystkie zdane z imponującym wynikiem.

Na studiach? Zapomniane z powodu wysokich szpilek, potem oddane do szewca (- Oddajesz buty do szewca?! - Słyszała od wielu zaskoczonych i niedowierzających koleżanek. Racja, teraz niczego już się nie naprawia, a raczej szybko wyrzuca, zapomina i czym prędzej wymienia na nowe. To samo tyczy się związków, małżeństw...)

Bardzo stabilne, a zatem doczekały się wyjścia na kolejną imprezę. - Są już zdjęcia na fb, widać Twoje buty - odebrana wiadomość. Tego samego dnia, wychodząc z wydziału po ostatnich zajęciach i dziwiąc się, jak te buty głośno stukają, tuż przy pomniku Kopernika zauważyła starszego pana, siwiutkiego jak gołąbek. Podeszła bliżej, tak, miała rację, był niewidomy i sprawiał wrażenie kogoś, kto właśnie się zgubił i nie potrafi znaleźć drogi. Podeszła więc całkiem blisko i... - Przepraszam - usłyszała całkiem wyraźny (choć niezbyt głośny jak na tak hałaśliwą o tej porze ulicę) głos. - Dzień dobry, czy mogę panu jakoś pomóc? - zapytała, uśmiechając się, ze świadomością, że on i tak tego nie zobaczy. Skoro uśmiech jest jak światło, rozpraszające mroki, to przecież musi przenikać też głos, wibrować w jego dźwiękach jak pięćset milionów dzwoneczków?... - Ach, żeby każdy tak stukał i tupał... - Westchnął starszy pan i skierował do niej swoją prośbę - Zbieram na obiad, czy miałaby pani może 2 zł? - Był bardzo schludnie obrany, budził zaufanie, zupełnie nie wyglądał na bezdomnego czy kogoś zbierającego pieniądze na kolejną butelkę; sprawiał wrażenie kogoś bardzo samotnego. - Proszę poczekać, zaraz zobaczę... - Otworzyła czerwony portfel. Podobno w swoich portfelach ludzie noszą zdjęcia osób, które są im naprawdę bliskie, tak, aby mieć ich zawsze przy sobie. Ona też je nosi, specjalnie szukała portfela z odpowiednio dużą przegródką. - Mam, bardzo proszę. - Położyła lśniącą gładką monetę na wyciągniętej pomarszczonej dłoni i zamknęła ją w uścisku. - Życzę pani dużo, dużo miłości w życiu... - powiedział niewidomy staruszek, a ona odeszła, stukając głośno obcasami. Gdyby każdy tak pukał jak pani...


Choć może brzmi to trochę jak opowieść przedwojennej kucharki (aczkolwiek to wszystko wydarzyło się naprawdę), to dodam jeszcze, że ten staruszek miał rację. Gdyby każdy z nas szedł pewnym krokiem, nie starając się ukryć swojego spojrzenia za ogromnymi czarnymi okularami, gdyby każdy z nas spróbował choć raz przejść się nie zagłuszając odgłosów codziennego życia muzyką w słuchawkach, słowem - gdyby ludzie potrafili być choć trochę bardziej otwarci  na siebie nawzajem, to nie czytalibyśmy tak wielkiej listy ogłoszeń osób przegapionych w codziennym wydaniu Metra. Życie jest krótkie, więc łap tę chwilę zanim przeminie.



wtorek, 29 maja 2012

Między tu a tam

Dworzec kolejowy to miejsce przemiany.
(Sergiej Łukjanienko, Czystopis)

Niektórzy twierdzą, że pobyt na dworcu w jakimś stopniu może zmienić życie. Wydaje się to prawdziwe, biorąc pod uwagę ilość pojawiających się tam myśli, refleksji na temat związków międzyludzkich, relacji, rozstań, powrotów, życia w nieustannej drodze czy wielkim pędzie z prędkością ekspresu Warszawa-Berlin... Można wreszcie pomyśleć o tym, co najważniejsze, co nigdy nie przemija. 

Dworce i lotniska to przecież miejsca obfitujące we łzy przy rzewnych pożegnaniach i powitaniach, pełnych radości. To także niewyjaśnione sytuacje, niewypowiedziane słowa, czasami ucieczki...

Pamiętam przeczytaną kiedyś krótką historię o dwojgu maturzystach na półmetku swoich egzaminów. Spędzili ze sobą piękny majowy dzień, spacerując niespiesznie. Odprowadził ją na peron, odjechała, a on wrócił na dworzec i w samotności czekał na swój autobus. Nie wiedział, że przez kilkanaście minut biła się z myślami, chciała wysiąść z wagonu na następnej stacji, ale... Nie wróciła, zabrakło jej odwagi, bała się przyszłości, tego, co mogłoby to zmienić. Po kilku miesiącach powiedział, że gdyby lepiej znał tamto miasto, ich spotkanie wyglądałoby inaczej. Nie wiedział, że gdyby wtedy zawróciła, prawdopodobnie wszystko potoczyłoby się wtedy zupełnie inaczej. Taki brak odwagi mógłby chyba przytrafić się każdemu z nas... Może mieć jednak ukryte cele, być może oboje są dziś szczęśliwsi.

Carine Roitfeld, światowej sławy paryska stylistka o rosyjskich korzeniach, była naczelna francuskiego Vogue'a mówiła, że lotniska są dla niej miejscem, w którym rodzi się najwięcej pomysłów, a wszystko ze względu na ilość i różnorodność ludzi, od których czerpie inspirację. Doskonale ją w tym rozumiem, podobnie jest przecież z pisaniem. Widzisz scenę, pada kilka słów, wyrazistych lub niemal niezauważalnych gestów i wiesz, że to jest coś, co chcesz namalować swoimi słowami, jak najplastyczniej oddać rzeczywistość...

Czy można lubić dworce?... Jako miejsce docelowe - niekoniecznie z uwagi na (zazwyczaj) mało estetyczny wygląd. Dworzec to jednak etap pośredni, między tu a tam. Kupujesz bilet i, stojąc na peronie czy autobusowym stanowisku, myślami jesteś zupełnie w innym miejscu - pytanie tylko: bardziej tu czy tam? W domu czy u celu podróży?

Żyjąc w przyszłości lub rozpamiętując przeszłość, czasami traci się teraźniejszość...

czwartek, 3 maja 2012

Motywacja

Gdzie jej szukać? W Cosmo czy może na demotywatorach?...


Ja znalazłam w nieco zatłoczonym autobusie. Stałam przy drzwiach, w moim ulubionym miejscu, z którego wyraźnie widać pracę kierowcy i jezdnię tuż przed szybą. Obok mnie - bardzo przystojny mężczyzna w średnim wieku, miał srebrzyście siwe włosy, ciemną karnację, a brązowe oczy przysłonięte czarnymi jak węgiel rzęsami. Wiedziałam, że musi być profesorem, bo kilkakrotnie widziałam go na naszym wydziale. Uwierz, że takiej osoby się nie zapomina. Popatrzył na mnie i zaczął rozmowę, mówił o swojej córce, o pracy ze studentami, o tym, że w dzisiejszych czasach warto (a nawet trzeba!) uczyć się języków obcych. Na koniec tej zaledwie kilkuminutowej wspólnej podróży powiedział, żebym pamiętała i powtarzała sobie jak najczęściej: jesteś najlepsza, ale czasami w słabszej formie.

Cudowne, wspaniałe zdanie, zachęcające do rozpoczęcia przedsesyjnego czy maturalnego maratonu, mobilizujące do wykonania każdej pracy i motywujące do działania. Zdanie, które nie wymaga żadnego komentarza ani tym bardziej rozwinięcia.

Jeśli więc zastanawiasz się, w jaki sposób wzmocnić poczucie własnej wartości, napisz sobie to zdanie wielkimi literami w łazience nad lustrem. Gwoli przypomnienia, powtórzę jeszcze raz: jesteś najlepszy, ale czasami w słabszej formie. Bo to prawda!

środa, 2 maja 2012

W środku spirali

Czasami odnoszę wrażenie, że nasze ludzkie życie wcale nie biegnie tak linearnie, "od początku do końca", że nie jest jakimś konkretnym odcinkiem możliwym do zaznaczenia na osi. Jest bardziej jak spirala, ma początek, a wraz z biegiem czasu zatacza wokół tego punktu coraz szersze kręgi. Jeśli spojrzeć na nią z góry, okazuje się, że chwilami wraca do konkretnego miejsca, choć tworzy w stosunku do niego pewien dystans.

Punktem wyjściowym jest zawsze dom rodzinny, to pierwsze miejsce, w którym wszystko się zaczyna. Po latach z ogromnym sentymentem odwiedzasz rozpadający się domek na drzewie, bez wysiłku wchodzisz na niebotycznie wysokie drzewo, a podczas spaceru po tej samej leśnej ścieżce słuchasz śpiewu tych samych ptaków. Patrzysz na rodziców, dom i wiesz, że to zawsze będzie to najważniejsze miejsce, gdzie ktoś czeka. Potem - oddalasz się od tego punktu, kończysz kolejne szkoły, jeździsz na zjazdy absolwentów, poznajesz coraz więcej ludzi, zdobywasz nowe umiejętności, doświadczenia... Studia, praca, chłopak, dziewczyna, narzeczony, narzeczona, ślub, mąż, żona, dzieci... Co jakiś czas odwiedzasz swój dom, ale to tylko wizyty, a nie powroty.

Kwestia wakacji? Wiele osób lubi jeździć do tych samych miejsc, by poznawać je na nowo. Niektórzy kilkanaście razy czytają te same książki, wiele razy oglądają te same filmy. Zwracając uwagę na inne szczegóły, dowiadują się czegoś nowego o sobie samych.

Lubię wracać do tego, co znane - kolejny raz obejrzeć bajkę z dubbingiem sprzed kilkudziesięciu lat, choć fabułę czy kwestie poszczególnych bohaterów znam już przecież na pamięć. Lubię odwiedzać te same miejsca, bo przecież wiąże się z nimi tak wiele wspomnień.  Czasami myślę, że życie jest za krótkie, że lepiej cieszyć się tym, co jest na wyciągnięcie ręki i daje szczęście zamiast gonić za złudnymi mrzonkami o bardziej zielonej trawie na podwórku sąsiada. Warto poznawać nowe rzeczy, jasne, tyle że trzeba uważać, by się w tym nie zatracić lub - wręcz przeciwnie - do reszty nie zgnuśnieć, siedząc w znanych czterech ścianach. I tym razem przydałoby się znaleźć aurea mediocritas, ale to żadna nowość, bo przecież na tym polega to nasze spiralkowe życie.