Dlaczego? "Puste dni, puste noce", parafrazując Miłosza?? Brak czasu, pomysłów, inspiracji??? Nie tym razem, nic z tych rzeczy. Ot tak, po prostu. Czas pędzi jak szalony, a może to ja jestem gdzieś daleko w tyle, w innym miejscu, w innym czasie?
Bo chodzi o to, że nie każdy tekst pojawia się pod opuszkami palców równocześnie ze świtającą myślą. Czasami trzeba z nim pochodzić, myśleć o nim, czuć, jak dojrzewa gdzieś w głębi, staje się coraz pełniejszy, może też bardziej przemyślany, uporządkowany. Dojrzały jak czerwone jesienne jabłko. Potem skapuje niebieskimi kropelkami atramentu na papier lub skacze czarnymi literkami w trzymanym na kolanach laptopie. Staje się wyblakły lub odbija się w cudzych oczach.
Od poniedziałku kolejny rok studiów, ostatni licencjackich, szósty (?!) mieszkania poza domem. Znowu wszystko stanie się systematyczne, poukładane i poustawiane. Kolejny początek roku, tym razem bez nowych zeszytów, piórników i książek. Kupię sobie kolorowe kredki, ostro zatemperowane i pachnące drewnem ułożę w bukiet i postawię na biurku w czerwonym kubeczku. A w deszczowe dni będę malować tęczę lub maki i wysyłać w kolorowych kopertach. Pomalujmy sobie ten świat. ;)