I cóż, za niecałą godzinę zmieni się jedna cyferka w naszej milenijnej dacie, powiesimy sobie nowe kalendarze i wyślemy smsy z życzeniami "szczęśliwego nowego".
Ulice opustoszeją, a o sylwestrowej imprezie świadczyć będą pozostawione na chodnikach korki od szampana i nieco nadpalone patyki po fajerwerkach. Znowu pewna kwota uleci z dymem, znowu co niektórzy będą przeliczać, ile to dzieci można byłoby wykarmić za taką kasę. W telewizji obejrzymy widowiskowe niebo nad Operą w Sydney, jeśli się poszczęści, może uda się znaleźć też paryską Wieżę. Dowiemy się, ileż to było wypadków, spowodowanych przez upojonych sylwestrową nocą kierowców i pieszych, media nie oszczędzą nam też widoku urwanych - lub choć uszkodzonych - górnych kończyn. Setki podsumowań, statystyk, taaak, dorośli kochają liczby. A przypadkowi przechodnie opowiadać nam będą o swoich noworocznych postanowieniach, których, jak co roku, i tak nie dotrzymają.
Może trzeba zapytać: na co ta cała poświąteczna szopka?...
Kiedy byłam mała, lubiłam siadać w łazience na brzegu wanny i patrzeć na malującą się mamę, tuż przed wyjściem rodziców na sylwestrowy bal, nie mogąc się doczekać, kiedy to ja kupię sobie prawdziwe szpilki, prawdziwą szminkę i prawdziwą sukienkę. Wreszcie nadeszła ta chwila i sama zaczęłam wychodzić.
Ale w tym roku jest inaczej. Tym razem jestem w domu i mój Mały Książę od niespełna godziny śpi w swoim łóżeczku. Ktoś powiedział, że będę miała smutnego Sylwestra. Nie jest smutny. Bo? Chwile spędzone z tym, kogo się naprawdę kocha, nigdy nie są smutne. Nigdy!
***
A teraz czas na życzenia. Życzę Ci, byś zawsze był/była sobą. Nigdy nie staraj się kopiować kogoś innego! Znajdź to, czego szukasz i nie wahaj się wyrzucić tego, co zbędne - w ten sposób zrobisz miejsce na nowe. Spełniaj marzenia - swoje i bliskich Ci osób, radość w ich oczach będzie tego warta. Bądź szczęśliwy/szczęśliwa każdego dnia, ciesz się codziennymi drobiazgami. Znajdź czas na to, na co Ci go zawsze brakowało, czytaj książki, słuchaj muzyki, patrz w gwiazdy, spotykaj się z ludźmi.
Po prostu - żyj swoim życiem i ciesz się nim.
I zostań ze mną. ;)
poniedziałek, 31 grudnia 2012
niedziela, 16 grudnia 2012
Labirynty zimowych nocy
W okresie najkrótszych, sennych dni zimowych, ujętych z obu stron, od poranku i od wieczora, w futrzane krawędzie zmierzchów, gdy miasto rozgałęziało się coraz głębiej w labirynty zimowych nocy, z trudem przywoływane przez krótki świt do opamiętania...
Mijamy rondo, tak, proszę na nim zawrócić, cholera, nie tutaj, kierowca cofa, wiem, przepraszam pana, wprowadziłam pana w błąd, trzeba zawrócić trochę dalej, jestem jeszcze słabym kierowcą. Facet uśmiecha się jednym kącikiem ust, ach, te kobiety za kierownicą, pewnie myśli, jestem o tym przekonana. Nie, wszystko uregulowane, nie trzeba już płacić.
Wreszcie wysiadam, lekki podmuch chłodnego powietrza przyjemnie chłodzi rozgrzane czoło, oddycham głęboko i wreszcie namacalnie rozumiem, co Schulz miał na myśli mówiąc o labiryntach zimowych nocy.
Grudniowe światło warszawskiej nocy wyolbrzymia wszystkie kształty. Znana tak dobrze ulica nagle staje się szeroka jak rzeka, leniwie tocząca swoje wody, a to z powodu braku przejeżdżających samochodów. Jeśli już jakiś się pojawia, bardziej przypomina samotnego rekina niż ławicę małych rybek. Rekin w rzece? Ach, te zimowe noce... Można zgubić się w tych nocnych labiryntach, choć podwórko przed kremową kamienicą z numerem 194 wyolbrzymiało niezmiernie, wygląda jak morze, szukam linii horyzontu na tym śnieżnym widnokręgu. Z niedowierzaniem rozglądam się dokoła, to na pewno tu mieszkam? Taksówkarz się pomylił? Skąd ta przestrzeń? Niebo zawieszone wysoko ponad moją głową, wydaje się tak ogromne, w niczym nie przypomina tego widzianego kilkanaście godzin wcześniej, ciężkiego, spadającego na ziemię i głowy przechodniów w postaci ostrych igiełek lodu, przenikającego przez wszystkie warstwy ubrania, do głębi ludzkiego jestestwa.
Wszystko wokół wyolbrzymiało, kształty rozlały się i chciwie zajmują otwartą przestrzeń, a może to ja zmieniłam się w coś małego, drobnego i kruchego, jak lód na stawie w Parku Skaryszewskim?...
Wisła mruga zamarzniętymi oczkami.
Labirynty zimowych nocy...
niedziela, 2 grudnia 2012
Światło w ciemności świeci...
Ci, którzy żyją Nadzieją, widzą dalej.
Ci, co żyją Miłością, widzą głębiej.
Ci, którzy żyją Wiarą, widzą wszystko w innym świetle.
- Lothar Zenetti
***
Ci, co żyją Miłością, widzą głębiej.
Ci, którzy żyją Wiarą, widzą wszystko w innym świetle.
- Lothar Zenetti
***
Jednego z letnich wieczorów, dawno temu, przyszła chwila zastanowienia, jak wyglądałby
świat, moje, twoje, nasze życie bez Niego. Potem - sen, będący odpowiedzią na tę myśl.
Wszędzie panowała ciemność i atmosfera śmierci. Nieistotne, kto umierał i
w jaki sposób. To była taka wszechobecna pustka...
Ale jednocześnie całkowite poczucie bezpieczeństwa, bez jakiegokolwiek lęku. Ktoś był cały czas przy mnie. W pewnym momencie zobaczyłam białą świecę. Płonącą
pięknym, smukłym, świetlistym płomieniem. Patrzyłam i czułam jej ciepło. Chwilę
później myślałam, że zgasła. Wtedy usłyszałam delikatny, cichy i spokojny głos,
który nie należał do mnie. Powiedział: „Ta świeca, ten płomień, to twoja wiara
w twoim życiu. Raz jest taka silna, świetlista, a teraz myślisz, że świeca
zgasła. Przypatrz się, ona nie zgasła, ale migocze. Tak jest z twoją wiarą, ona
słabnie, ale nigdy nie gaśnie. I Ja wtedy jestem ciągle z tobą”.
***
Od jutra Roraty.
Nikłe światełko rozświetlające ciemność, ogrzewające zimny poranek swoim ciepłem.
Gwar rozmów w studenckiej sali, szybkie śniadanie i bieg na zajęcia.
Nareszcie! Bo nie mogłam doczekać się tego Czekania.
Najwyższy szczyt niecierpliwości...
Subskrybuj:
Posty (Atom)