sobota, 14 kwietnia 2012

Być to nie tylko istnieć

Nie będzie to dla nikogo żadnym wielkim odkryciem, jeśli powiem, że każdy z nas chce być ważnym czy - co najmniej - zauważanym. Ktoś powiedział, że przeciwieństwem miłości wcale nie jest nienawiść, tylko... obojętność.

By jak najlepiej wyrazić swoją myśl, posłużę się krótką scenką rodzajową. Obiad w restauracji w gronie znajomych, przy stole siedzą także dzieci. Kelnerka przyjmuje zamówienia. W pewnym momencie rysik stemperowanego ołówka zatrzymuje się na papierze, a wzrok kelnerki pada na kilkuletniego chłopca. - Co dla ciebie? - pyta. - Poproszę bułkę. - Bułkę? Jaką bułkę? Surówka z marchewki, ziemniaczki i do tego filet z kurczaka - odpowiada matka chłopczyka i wyczekująco spogląda na kelnerkę, która wydawała się kompletnie nie słyszeć jej słów. - A z czym chcesz swoją bułeczkę? - zapytała, ignorując poprzednią wypowiedź. Z serem i keczupem - odpowiada zadowolony malec. Gdy kelnerka odchodzi, chłopczyk mówi do mamy - Mamo, widziałaś, ta pani uwierzyła, że ja tu jestem tak naprawdę!

W naszym otoczeniu jest mnóstwo osób, które znaczą dla nas tyle, co meble - po prostu i już. Tymczasem tak wielu ludzi chciałoby istnieć naprawdę. Zamiast siedzieć cały dzień przed szklanym ekranem, może warto byłoby spojrzeć na tych, którzy są tuż obok? Zaprosić na herbatę, na spacer, do kina lub chociaż zwyczajnie zapytać "co słychać"?...

Mamy wiosnę, a wiosna wszystkiemu sprzyja. :)

środa, 4 kwietnia 2012

Cieknące zegary

Co ma wspólnego tytuł obrazu Salvadora Dali z aktualną sytuacją na niektórych uniwersytetach? Surrealistyczną wizję gospodarowania czasem.

Dwa tygodnie temu WDiNP (taaak, ten największy i najlepszy w kraju) ogłosił godziny dziekańskie w piątek, odwołując jednocześnie zajęcia aż do godz. 11:30, czyli do samego południa. Powód? By studenci zacnego wydziału mogli jak najintensywniej wybawić się dzień wcześniej na wielkopostnej megaimprezie połowinkowej w jednym z klubów.

Jutro Wielki Czwartek, w Kościele rozpocznie się Triduum, dla niektórych będzie to po prostu dzień powrotu do domu na czas Świąt. Tak czy inaczej - dzień inny niż wszystkie. Co na to uczelnie?... UW - o godzinach dziekańskich ani słowa. WUM? Zajęcia trwają do piątku włącznie - w zamian przyszli lekarze świętować będą cały powielkanocny tydzień. Najgorzej przedstawia się sytuacja na PW, gdzie niektórzy studenci będą pisać kolokwium tuż po godz. 17. UKSW - rzecz jasna - ma wolne, podobnie jak wszystkie polskie szkoły.

Chyba nikt nie powie, że ci, dla których ten czas ma jakiekolwiek (religijne, tradycjne, kulturowe, rodzinne etc.) znaczenie, nie są tu w jakiś sposób dyskryminowani. 

wtorek, 3 kwietnia 2012

Milowy krok

Ktoś kiedyś powiedział, że dobry film to taki, który pozostawia po sobie niezatarty ślad. „Zielona Mila - film, który warto obejrzeć”, taką jednozdaniową recenzję usłyszałam od znajomych. Obejrzałam i… brakuje mi słów, by móc opisać moje wrażenie.

Mogłabym powiedzieć o niesamowitej muzyce, tak perfekcyjnie stopionej z wydarzeniami, że niedostrzegalnej. Jej obecność, poprzedzoną kilkunastosekundową ciszą, dostrzegasz dopiero po filmie. Aktorzy? Ha, muszą być kimś więcej niż zwykłymi odtwórcami ról, skoro o obsadzie zaczynasz myśleć dopiero wtedy, gdy pojawią się nazwiska po scenie finałowej. Scenografia? Akcja rozgrywa się przede wszystkim w więziennym bloku, gdzie główną rolę odgrywa zielona posadzka na korytarzu.

Co z fabułą? O czym opowiada ten trzygodzinny film? O amerykańskim więzieniu – skazanych i strażnikach? O sile wspomnień, których nie jest w stanie zatrzeć upływający czas, o bagażu doświadczeń, który daje o sobie znać przytłaczającym ciężarem, czy tego chcesz, czy nie? O przyjaźni między skazanym a strażnikiem - postaciami stojącymi na przeciwległych biegunach? O Bogu i Jego cudach? Czy może wreszcie o życiu, o jego trudnych kolejach, zbrodniach, niewyobrażalnym okrucieństwie, żalu, przebaczeniu, empatii, miłości?...

Jednocześnie z pojawieniem się napisów końcowych, pojawia się cały szereg pytań, na które nie jest łatwo jednoznacznie odpowiedzieć. Wraz z nimi przychodzą rozmaite refleksje na temat istoty ludzkiego życia, sensu mojego i twojego życia. Każdy z nas idzie swoją zieloną milą, każdy w swoim tempie. Uspokoiwszy szalone bicie serca, mając w pamięci piosenkę z oglądanego przez Johna filmu, (heaven, I’m in heaven…), mogę śmiało powiedzieć, że czarnoskóry mężczyzna zaraził życiem również mnie.

Polecam, choć pewnie upłynie wiele czasu, nim zdobędę się na odwagę i ponownie obejrzę ten film.

poniedziałek, 2 kwietnia 2012

Wilczy apetyt


Chyba nikogo nie dziwi już moda na bycie slim&fit. Czekając aż wejdzie z naszych lodówek do życia w związkach, odstaw słodyczowe bomby kaloryczne i jedz owsiane ciasteczka. Nie wszystko złoto, co się świeci, nie zawsze to, co wygląda zachęcająco, jest takim w rzeczywistości.

Sytuacja z życia codziennego: jesteśmy na tradycyjnych urodzinach. W pewnym momencie na stole pojawia się tort - duży, okrągły, cały w bitej śmietanie, przekładany puszystą warstwą kremu i ozdobiony cukrowymi różyczkami. Krótko mówiąc - mistrzostwo sztuki cukierniczej. Świeczki zostały zdmuchnięte, sto lat odśpiewane, po chwili na naszym talerzyku pojawia się ogromna porcja apetycznie wyglądającego ciasta. Próbujesz i... w tym momencie zaczyna się prawdziwy problem. Bo tort jest... co tu dużo mówić, okropny - suchy, zapychający biszkopt, ciężki maślany krem, przesłodzona śmietana... Kropką nad i są sztuczne cukrowe wisienki lub marcepanowe różyczki. Jubilat patrzy, dumna autorka pyta, czy smakuje, a ty nie wiesz, co z tym fantem zrobić. Łyżeczka za łyżeczką, gospodyni proponuje coś do picia, prosisz o mocną, gorzką herbatę, wreszcie - zmęczyłeś, możesz odetchnąć spokojnie, uprzejmie aczkolwiek stanowczo odmawiasz dodatkowej porcji czy zabrania części tego cuda ze sobą, wykazując się niesłychaną asertywnością i taktem. Wracasz do domu i cierpisz na awersję do wszelkiego rodzaju wyrobów cukierniczych.

- To zrób mi mały research  i znajdź jakieś cytaty z XYZ, wiesz, tego aktora - słyszę w redakcji, gdzie już od poniedziałku panuje spore zamieszanie, a wszystko z powodu produkcji nowego numeru. Ok, włączam przeglądarkę i szukam wypowiedzi tego faceta do rubryki deser. Jest. Na planie filmowym poznał swoją przyszłą żonę, wzięli ślub w '97 roku, mają trójkę dzieci. Wspaniałomyślnie adoptował także jej syna z poprzedniego związku i został ojcem chrzestnym córki Kate Moss, z którą to przyjaźniła się jego żona. W październiku 2003 r. małżeństwo definitywnie się rozpadło, a modelka zwolniła go ze wszystkich obowiązków, które powinien pełnić jako chrzestny jej dziecka. Kolejną partnerkę poznał ponownie na planie. Para zaręczyła się w grudniu 2004 r., ale ich związek rozpadł się po prawie 2 latach, kiedy to... aktor przyznał się publicznie do romansu z nianią swoich dzieci. W lipcu 2009 ogłosił, że po raz 4 zostanie ojcem po krótkiej (aczkolwiek bardzo intensywnej) znajomości z amerykańską modelką. Boże Narodzenie 2009 na Barbadosie spędził już jednak z panią numer 2, z którą rozstał się przed romansem z modelką. Święta - rodzinne, przecież z trojgiem dzieci z pierwszego małżeństwa. W lutym 2011 ponownie się rozstali.

Takie ciacho na deser? Ktokolwiek ma ochotę na takie ciacho?... Uwaga, może przyprawić o niestrawności lub stanąć ością w gardle. Ciacho, po którym zostaje duży brzuch, bynajmniej nie z przejedzenia. Ciacho, które przyprawia o mdłości, nie tylko te poranne. Ciacho, na które patrzysz z obrzydzeniem, mimo że wygląda bardzo zachęcająco. Jedni cierpią na otyłość, inni leczą złamane serca. Panaceum? Poskramiamy wilczy apetyt. Ograniczamy słodycze, bo, jak wiadomo, to ich przeciwieństwo, czyli sól, nadaje życiu smak.