czwartek, 14 marca 2013

W czterech ścianach

Dzień pierwszy, poniedziałek. Duże zakupy, łącznie z apteką, tak, by niczego nie zabrakło. Antybiotyk i do łóżka.

Dzień drugi, wtorek. Dzień z Czworgiem Pancernych. I Psem.

Dzień trzeci, środa. Pancerni (i Pies) zdobyli Berlin. Habemus Papam, mamy Franciszka.

Dzień czwarty, czwartek. Koniec z Pancernymi, a spacer - kiedy wreszcie wrócę do normalności - zapowiada się bardziej z Oficerem niż psem.


Myślałam, że chorowanie jest fajniejsze i że odpoczynek nie ma nic wspólnego z nudą. Owszem, telefon się urywa, dzwoniła nawet asystentka naczelnej z Gali z pewną propozycją, a co jakiś czas ktoś wpada w odwiedziny, proponuje notatki z wykładów... To bardzo miłe.

Już wiem, że nie nadawałabym się na Królewnę Zamkniętą w Wieży. Nie potrafię siedzieć w czterech ścianach dłużej niż 1,5 dnia. Kiedy Książę z Bajki wspinałby się po murach, ja już od dawna chodziłabym sama po lesie. Lub po sklepach. (To by wyjaśniało, dlaczego jeszcze nie spotkałam tegoż księcia).



*****

Usprawiedliwienie

Proszę o usprawiedliwienie nieobecności Panny K. na tym blogu nie z powodu lenistwa, niedoboru pomysłów czy braku czasu, a z powodu przeniesienia się z pisaniem na papierowe kartki, rozrzucone na biurku, szufladzie i tekturowej teczce. Panna K. zajmuje się ambitnym udoskonalaniem swojej myśli, czyta dużo tekstów teoretycznoliterackich i bawi się prozą poetycką, którą nie każdy chciałby tu zobaczyć. Postanawia jednak poprawę.