niedziela, 15 lipca 2012

Ocenie podlega...

Sobota wieczór, domówka u znajomych. Głośna muzyka, dom pełen ludzi, przekąski i napoje na osobnych małych stolikach, porozstawiane gdzie tylko się da. Część gości siedzi wygodnie na skórzanych sofach, reszta tańczy w piwinicy na parkiecie, niektórzy stoją na balkonie i, otoczeni dymem, wypalają kolejne papierosy. Wybuchy śmiechu i gwar rozmów. Środek imprezy.

W pewnym momencie podchodzi do mnie koleżanka i pyta o zdanie na temat jednego z chłopaków. Spotykają się od niedawna, zastanawia się, czy coś z tego będzie. - No i co o nim myślisz? - ponawia pytanie. A ja jestem w kropce. Wcale go nie znam, rozmawiałam z nim raz i to przez kilka sekund, choć wydaje się sympatyczny, to nie w moim typie i ja bym się z nim nie spotykała. Tyle że tu nie chodzi o mnie, tylko o nią.

Nie lubię wydawać ocen na czyjś temat - można się na tym bardzo łatwo przejechać. W liceum miałam polonistkę, której z całego serca nie lubiłyśmy. Ze wzajemnością. Traktowała nas jak ludzi ułomnej kategorii.  Na jednej z lekcji, na którą nikt nie przeczytał zadanej lektury, kazała nam wyjąć książki, by po kilku minutach stwierdzić, że "patrzenie na nasze twarze nie jest dla niej atrakcyjne". Wyszła za drzwi i nie muszę chyba mówić, że po chwili przyszła dyrektorka. Można by określić tę nauczycielkę jakimś dosadnym epitetem, ale... Byłoby to nie w porządku. Ta kobieta minęła się z powołaniem. Chciała być lekarzem, uwielbiała biologię, chemię... Matka kazała jej iść na polonistykę, bo taka była akurat potrzeba. Poszła. Na studiach dostawała świetne oceny, była zdolna. Tyle że to nie było to, co chciała robić. Mój rocznik był ostatnim, który uczyła. Teraz pracuje w hospicjum, pomaga chorym. I podobno wreszcie jest naprawdę szczęśliwa. Łatwo kogoś oceniać po sposobie, w jaki się zachowuje, ale należy spojrzeć głębiej, zastanowić się nad przyczynami, a nie wydawać jakieś pochopne i - co gorsza! - krzywdzące sądy.

Wiem, że ja też jestem oceniana, choć na co dzień wcale o tym nie myślę. Powiedzmy sobie - to byłoby coś okropnego, takie myślenie o tym, że ktoś cię nieustannie obserwuje, uważnie rejestruje każde twoje słowo, gest, każdą postawę, zachowanie, twój strój, fryzurę, makijaż, paznokcie i na tej podstawie wydaje swój werdykt. Myślenie, że tak właśnie dzieje się w każdej sekundzie, gdziekolwiek jesteś, byłoby paraliżujące, odbierałoby zdolność normalnego funkcjonowania.

Dlatego zazwyczaj nie przejmuję się tym, co mówią inni. Nie znaczy to, że nie mam autorytetów czy nie przyjmuję do siebie słów krytyki czy czasem nawet bardzo trudnej prawdy. Nie o to chodzi. Nie słucham cudzych opinii na mój temat, po prostu.

To matka Marcelina (założycielka mojego liceum a także tamtejszego zakonnego zgromadzenia) mówiła, co robić, gdy ktoś powie ci, że jesteś ładna. Otóż, należy grzecznie podziękować i pomyśleć, że dla jednych jesteś ładna, dla innych nie, a jesteś tak naprawdę taka, jaką widzi cię Bóg. Każda ocena jest względna i subiektywna, wszystko to rzecz gustu. (A skoro niektóre panie noszą plastikowe tipsy, a panowie rurki i obcisłe koszulki i to im się naprawdę podoba, to chyba nie chcesz zostać uznanym za ładną w opinii każdego człowieka?...)

Dlatego chcę Ci powiedzieć jedno: nie martw się, gdy ktoś źle Cię oceni, gdy jego opinia na Twój temat daleka jest od prawdy. Nie słuchaj negatywnych słów, które mogłyby sprawić Ci przykrość, niech spłyną po Tobie jak po kaczce. Przyjmujmy krytykę, ale tylko tę konstruktywną. Żadne "tak, bo tak", "nie, bo nie" absolutnie nie wchodzą w grę. Jeśli ktoś ocenia Cię niewłaściwie, to... jest to jego problem.  Tylko i wyłącznie jego, nie Twój! (Powtarzaj to sobie do skutku). Ludzie gadają i zawsze będą gadać, Ty nic na to nie poradzisz. Przyjaciel mojego Taty, jeden z producentów z tvp wielokrotnie mówił: "Chcą ludzie gadać, niech gadają. Byle tylko nazwiska nie przekręcili". 


Nos do góry, pierś do przodu i idziemy dalej. Prosto do swojego celu. :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz